Thursday, June 27, 2013

Wyprawy część pierwsza - czyli wyciąg z logów*

21:25:17 <Lafandill>Słysząc w międzyczasie o zbiórce w okolicy jaskiń, Czarnopiór pod swoją kruczą postacią, w której czuł się znacznie pewniej u wrót ponurej jaskini. Siedział zatem ze szponami tuż nad skalistym portalem do pieczary i rozglądał się w oczekiwaniu na innych.
21:27:07 <Pongo>Kiedy pojawiły się pierwsze konie, Pongo w końcu zeskoczył ze swojej ukrytej na szczycice wzgórza kryjówki i zapikował, lądując tuż przed nosem Lafandilla.
21:27:41 <RedChilli>Deszcz zdaje się przestał padać, więc Klacz wyszła z jaskini i spojrzała na niebo. Parsknęła oburzona. Machnęła dziwo ogonem i na dno jaskini posypały się gwiazdy.
21:30:43 <Lafandill>Kiedy myszaty rąbnął w lądowaniu kopytami tuż przed Krukiem, wielkie ptaszysko obruszyło się mocno i strosząc grube pióra na podgardlu zakrakał głośno w reprymendzie. Nie potrafił niestety mówić pod tą postacią, gdyż twardy dziób nie umiał się odpowiednio wyginać tak jak wargi.
21:32:09 <Pongo>- Dzisiaj jest wielki dzień! - uśmiechnął się, głównie po to, by zakryć zdenerwowanie. Nie lubił samemu pakować się w kłopoty...
21:35:00 <RedChilli>Przyglądała się Krukowi i Konikowi. Chrząknęła pod chrapą - dobry wieczór - przywitała się. Mogli Jej nie zauważyć, no ale cóż. Poruszyła nieznacznie skrzydłami i wyszła całkowicie z groty. Przystanęła gdzieś z boku i przyglądała się drżeniu mięśni Ponga - pomożemy Ci na tyle, na ile to będzie możliwe. Więc nie ma obawy.
21:36:00 <Vvindy>Wiedząc doskonale, że pozostali czekają na nią u wejścia do jaskini ruszyła galopem przez las, ku miejscy gdzie czekały na nią przygotowane uprzednio pochodnie. Z niemałym trudem umiejscowiła je na swym grzbiecie "obejmując" skrzydłami by upewnić się, że nie zgubi ich po drodze. Ostatnią zatrzymała już w zębach by nie tracić już żadnej cennej sekundy dnia i ponownie wyrwała chyżo, tym razem pod górę - ku Szachownicy. Oczywiście została wyraźnie z tyłu i na miejscu zbiórki pojawiła się jako ostatnia dysząc
21:36:16 <Vvindy>ciężko i raz po raz okazując różowe wnętrze chrap. Zwolniła dopiero zbliżając się do reszty i kiwnęła do nich łbem, wypuszczając pochodnię z pyska. -No, dobrze, że wszyscy już są. To czekanie doprowadzało mnie do szału.- Oznajmiła powoli odzyskując oddech i ruchem łba wskazała na prowizoryczną pochodnię z Tortowego zielska oblanego pszczelim woskiem. -To powinno zadziałam na poczwarę jeszcze lepiej niż samo zioło. Mam nadzieję, że mogę liczyć na pomoc naszych ognistych.

21:37:59 <Aparajita_Rabanhi>Bojąc się wyściubić aksamit nosa na zewnątrz, podczas ulewy pozostała w jaskini. Nie zagłębiła się jednak dalej, w trosce o własne bezpieczeństwo. Czyli tak, jak ustawa przewiduje. Ocknąwszy się z chwilowego otępienia, kątem ślepia dostrzegła wychodzącą Chilli. Zadarła więc łba, wysuwając się krok w krok za nią. Przyjrzała się towarzyszom nieco bezrozumnym spojrzeniem ciemnych ślep. Ot, najwyraźniej potrzebowała chwili, aby wytrzeźwieć letargu. Wyłączyła się bowiem na świat zewnętrzny jakieś parę godzin
21:38:21 <Aparajita_Rabanhi>temu. Cholerny deszcz, przemknęło jej przez myśl, w czasie jak obruszyła się cała, strosząc wygniecione pierze. Drętwota zeszła z niej, gdy tylko połączyła ze sobą fakty. Charknęła pod wydętą chrapą, witając wszystkich skinięciem. Potrząsnęła miedzianym łbem.

21:46:48 <Lafandill>Naburmuszony jeszcze lekko paskudną ulewą jaka miała miejsce po południu oraz nagłym pojawieniem się myszatego przed dziobem, napuszył się po raz ostatni raz, zakrakał coś chrypliwie i rozkładając czarne skrzydła zeskoczył ze skały, tuż nad ziemią w wirze popiołu i piór przeobrażając się w pegaza. - Już wszyscy gotowi? - zerknął badawczo po zgromadzonych, sprawiając wrażenie śmiertelnie poważnego. Z taką zaciętą miną i ze swoim kolorem ciała na prawdę nie wyglądał teraz zbyt wesoło. Cóż, przejmował się ch*
21:48:20 <Lafandill>*chyba, albo bał o bezpieczeństwo przyjaciół. A może jedno i drugie? - Przez pierwsze trzysta dwadzieścia sześć kroków musimy iść gęsiego, bo korytarz jest zbyt ciasny. Potem tylko parami przez następne osiemset dwadzieścia jeden, aż nie dotrzemy do jeziora.

21:51:20 <Tennant>Siwek ostatecznie również pojawił się przed wejściem do jaskini w czasie, gdy mieli wyruszać. Sam nie miał zamiaru zapuszczać się do środka, ze względu na własne słabe zdrowie, a poza tym "swoją" część zadania wykonał - pomógł Vvindy z zielem. - Dobry... - Mruknął niemrawo, już na wejściu kuląc uszy, aby zasugerować, że wcale nie czuje się tak dobrze, jak można było się spodziewać po kimś, kto zaraz miał wyruszyć jako wsparcie medyczne na starcie z potworem. Ale w końcu co to za medyk, który sam w ciemnych
21:51:21 <Tennant>korytarzach będzie słaniał się na nogach i jedynie wadził innym? Nie był jednak dość przekonujący a i prawdopodobnie nie śmiałby odmówić Alphie, gdyby nakazała mu iść, więc nastawił się na to, że będzie musiał stworzyć bardzo dokładną mapę w pamięci i najwyżej jeżeli źle się poczuje, to ucieknie na zewnątrz. Albo nadgryzie pochodnię...

21:53:37 <Pongo>- Chodźmy do środka. - przestępował z nogi na nogę, chcąc JUŻ TERAZ tam wejść, załatwić sprawę i wyjść. - Ktoś to wywabi, czy pchamy się w przysłowiowa paszczę bestii? - spojrzał na towarzystwo badawczym wzrokiem.
21:55:55 <RedChilli>Zerknęła na przybyłą Vvin - widzę, że tak, jak ja nie mogłaś się doczekać - uśmiechnęła się do Niej ciepło. Usłyszała ruch za sobą i okręciła łeb - jak się spało Droga Raj? - przeniosła na powrót wzrok na Lafandilla - ja od wczoraj. Ale jakoś nie mogliśmy się zgrać - zarejestrowała przybycie naburmuszonego i widać niezadowolonego z obrotu spraw Jednoroga. Cofnęła się do wnęki jaskini - obawiam się Pongo, że on się nie da wywabić, więc jak mówisz, pchamy się do przysłowiowej paszczy bestii.
22:00:14 <Vvindy>-Całe szczęście, że jesteśmy już wszyscy. Zwłoka nie ma sensu.- Zadecydowała pełnym powagi skinieniem łba decydując, że nastał czas by udać się w głębię jaskiń.- Pongo, myślę, że najrozsądniej będzie jednak udać się do środka. Przynajmniej wiemy jak bestia zachowuje się wewnątrz. Ciężko przewidzieć do czego byłaby zdolna w amoku wypchana na światło dzienne. Jakieś sugestie względem szyku? Prosiłaby tylko by Lafandill prowadził, przynajmniej na początku.- Wydała jeszcze ostatnie rozkazy, czując, że rozsądnym
22:01:02 <Vvindy>będzie okazanie swego 'autorytetu' przed tak niebezpieczną przygodą. -I proszę, niech nikt nie zgrywa bohatera. Najważniejsze byśmy wszyscy wyszli z tego cało.- Skończyła z łagodnym uśmeichem i wskazała łbem na wejście do jaskini. -No to w drogę.

22:10:22 <Lafandill>Jeśli będziemy posuwać się po omacku i to na dodatek licząc kroki, droga w dół zajmie nam stanowczo zbyt dużo czasu. - wtrącił sensowną uwagę w stronę Przywódczyni, marszcząc w powadze sytuacji parę czarnych jak smoła "brwi" - Chciałbym prosić, żeby Ryża zaogniła ciało i wysunęła się przede mnie na sam szczyt szeregu. Dzięki temu szybciej dotrzemy do jeziora, a w razie niebezpieczeństwa jej przesadna szczupłość pozwoli mi wcisnąć choćby łeb nad jej łopatką i jakoś zareagować. Pongo też jest dostatecznie*
22:11:27 <Lafandill>*niski, aby przecisnąć się pod naszymi kopytami i zareagować, dlatego chciałbym aby był za mną. - odetchnął i pytająco skierował wzrok najpierw na Ryżą, potem na Ponga, a na samym końcu na Vvindy, oczekując od niej ostatecznej decyzji.

22:16:30 <Aparajita_Rabanhi>Odetchnęła, odstępując roztropnie od wejścia do jaskini, bowiem przedtem stała w niej jak kołek. Przystając sobie gdzieś na uboczu, a jednak tak, by dobrze słyszeć każdego z osobna, z ciepłym uśmiechem posłała znajomej skinienie. Nie spała, ale czy wyłączenie się może zbytnio różnić się od snu? Mniejsza z drobiazgiem. Kodując we łbie informacje, jakich udzielił im Kruczy, odnotowała etapowo ilość kroków, przez moment starając się utrwalić je sobie w pamięci, zwłaszcza, że nigdy w podobnym miejscu nie była.
22:17:02 <Aparajita_Rabanhi>Westchnęła tylko, delikatnie podenerwowana, ale pokrzepiał ją fakt, że zapewne nie tylko ona miała się tam zapuścić po raz pierwszy. Zesztywniała na moment pod ciężarem słów Lafandilla, jednak po chwili uśmiechnęła się doń łagodnie i wyprężyła delikatnie postawę, aby z sapnięciem smoczyska przybrać postać ognia. Potrząsnęła przy tym grzywą, rozsiewając aurę gorąca. Płomień pożarł ją szybko i bezszelestnie, od czubków kopyt, przez lotki skrzydeł, aż po krańce uszu i włosie grzywy. Tak czy siak, niezależnie
22:17:24 <Aparajita_Rabanhi>od decyzji Vvin i kolejności w szyku, była gotowa do drogi.

22:18:54 <Pongo>Stanął posłusznie na wybranym przez Lafandilla miejscu, czekając aż szereg się ustawi i wtedy ruszył we wskazanym kierunku, starannie trzymając skrzydła dociśnięte do grzbietu. Nie chciał poranić ich przed walka, tam przecież przydadzą mu się bardziej.
22:21:04 <RedChilli>Cofnęła się. Skoro nie została wzięta pod uwagę w planie Lafandilla, to w takim razie pójdzie na samym końcu. Parsknęła cicho i potrząsnęła łbem. Zadnia część Klaczy wystawała z jaskini. Patrzyła w jakiś martwy punkt. Czekała na to, co powie Vvin.
22:25:00 <Tennant>Siwek nadal stał w miejscu, nie mając zamiaru oddać swojego ostatniego miejsca. Ktoś musiał pilnować tyłów, a skoro jemu dużo życia nie zostało, to dlaczego nie miałby się tym zająć? W każdym razie stał poza jaskinią, ciekaw przebiegu zdarzeń i wyczuwając pewne napięcie w drużynie.
22:28:56 <Vvindy>Sapnęła głucho analizując plan Lafandilla. Naturalnie wydawał się on dość składny i mając na uwadze to, iż było to jego zadanie kiwnęła tylko łbem. Jej uwagę przykuły poczynania Ryżej, która w momencie stanęła w płomieniach, które choć nie raniły jej ciała to wydawały z siebie falę gorąca. -Tylko uważaj jak jej będziesz wyglądał przez ramię. Poparzenia to już ostry dyżur.- Rzuciła żartobliwie zerkając po pozostałych - a dokładniej Tennancie i Red by upewnić się jak oni widzą ich własną wędrówkę. -Red
22:29:12 <Vvindy> pójdziesz przede mną, w razie gdyby światło Raj nie sięgało tak daleko w głąb korytarza pomożesz nam własnym światłem. Ja pójdę za Tobą a Tennant zamknie oddział. To chyba adekwatne zadanie dla kogoś z tak zacną bronią.- Oznajmiła im z poczciwym uśmiechem pakując się niespiesznie do głównej nawy pieczary. Czas na przygodę!

22:36:42 <Aparajita_Rabanhi>Łypiąc jeszcze tylko ostatni raz na Lafandilla, zapobiegliwie rzuciła mu drobny uśmieszek sugerujący, że w istocie winien uważać, kiedy będzie przeciskać się obok. W tej postaci mogła wiele wspomóc, ale też zaszkodzić, jeśli Wujaszek wyszedł na czoło zbyt pośpiesznie w gorącej wodzie kąpany. Nie śmiąc jednak wątpić w jego umiejętności zarówno przywódcze, jak i wachlarz walorów fizyczno-sprawnościowych potrząsnęła delikatnie skrzydłami, aby zagiąć je w jak najmniej wadliwej i jednocześnie najbardziej
22:37:17 <Aparajita_Rabanhi>komfrontowej dla siebie pozycji. Pusząc jak najbardziej smukłe ciało celem rzucana jak największego światła, ruszyła na przedzie, aby po chwili zagłębić się w mrok. Trzaskające złowrogo płomienie oscylowały na granicach ciała, trawiąc każdy rozgrzany milimetr. Kroki. Mniej więcej musiała wiedzieć, ile ich ma do przejścia. Ot, gwoli zapobiegliwości. Nie ociągała się jednak.
22:38:11 <Aparajita_Rabanhi>*wyszedłby, rzucania

22:42:39 <Lafandill>Utrzymując bezpieczny od płomieni odstęp od przodującej "Ogniopiórej" (jak sobie na swoją modłę nazwał w myślach Ryżą), Kruk zagłębił zaraz za nią, przez jej płomienistą grzywę rzucając spojrzenia na rozświetloną ścieżkę, aby w razie czego móc udzielić jej wskazówek co do kierunku. - Idź cały czas prosto i w dół, kierując się szlakiem z zaschłych liści, które zostawiłem. - mruknął do niejpomocnie i milknąć posuwał się dalej na przód.
22:45:09 <Pongo>- Całkiem przyjemny ten korytarz... - mruknął bardziej do siebie niż do nich, dzielnie wyciągając krótkie nóżki, by nadarzyć za reszta grupy i nie stopować ich niepotrzebnie. Miał nadzieję, że koń idacy za nim nie ma w nosie jego skrzydeł...
22:47:07 <RedChilli>Spojrzała na Siwą i ruszywszy się stanęła za Pongiem. I tak wiedziała, że światło, które dawała Raj wystarczało. Jednak musiała słuchać Vvindy. Czekała, aż kolumna ruszy. Gwiazdy mieniły się na Jej grzywie. Kilka znów spadło na ziemię. Przycisnęła do boków swoje rdzawe skrzydła. Układała sobie we łbie wszystko tak, jak powinno się to potoczyć. Ale zobaczy, jaki będzie przebieg wypadków. Cielsko się zatrzęsło. Gdy Pongo był już w odpowiedniej odległości ruszyła za Nimi. Szła dobrym dla siebie tempem.
22:52:31 <Vvindy>Ruszyła wraz z resztą raz jeszcze obdarowując ciepłym uśmiechem każdego, kogo spojrzenie udało jej się spotkać. Sama obawiała się nieco swej decyzji, bo przecież bez upewnienia się osobiście jakie warunki panują na dole zapędzała większość swego stada w kozi róg. Z drugiej strony była im wszystkim niezwykle wdzięczna za to zaufanie, którym ją obdarowali i obiecała sobie zrobić wszystko co w jej mocy by umilić im żywot, do czasu kiedy przedstawiali się jako jej rodzina. Dokładnie wymierzonym krokiem stąpała
22:53:22 <Vvindy>za Rdzawą mrużąc nieznacznie przywykłe do mroku oczy kiedy pojedyncze gwiazdy umknęły z jej grzywy. Pomimo wstrętu do pleśni starała się iść cicho i powstrzymać się od parsknięcia, by nie wydać niczemu ich pozycji.

22:55:56 <Tennant>Odnosił wrażenie, że mimo pozornej harmonii między członkami ekipy, coś wisi w powietrzu i bynajmniej nie był to smród ziół. Skulił więc uszy, wzmagając czujność i skupiając się na oddechu oraz pracy serca, żeby wytrzymać najlepiej bez ataku całą tę wyprawę. Ruszył za siwą, zamykając pochód i potrząsając łbem. Miał nadzieję, że w razie czego serce go nie zawiedzie i będzie w stanie zatrzymać potencjalnego przeciwnika chociaż na tyle, aż reszta zdoła się przeorganizować i odeprzeć atak.
22:58:09 <Aparajita_Rabanhi>Nie odwracając łba w kierunku towarzysza, zwróciła jedynie ku niemu obłe uszyska, celem wyłapania jego słów. Dorzuciwszy pod dekiel kolejną informację, strzygnęła nimi na znak zrozumienia. Ogon, posiadający całe 34 pomniejsze kręgi wił się za nią niemal tak silny i sprężysty jak ten krokodyli. Pędzel na jego końcu obijał się o pęciny, jak najściślej przylegając do ciała. Tłumiąc niespokojny oddech, filtrowała powietrze z wszelakich świństw, jak najroztropniej stawiając wartkie kroki. Żywiła lichą nadzieję,
22:58:36 <Aparajita_Rabanhi>że nie potknie się o żaden kamień, ani że nic nie wyskoczy na nią z ciemności rozproszonych jedynie do paru metrów. Z pewnością była zestresowana, a delikatne napięcie mrowiło ją uciążliwie na powierzchni skóry, czego dzięki Bogu nie dało się widzieć przez płomienie, ale za to z pewnością w lekko giętkim chodzie. Postanowiła jednak obdarzyć Kruczego kredytem zaufania, tak jak to zrobiła z Vvindy już bardzo dawno temu. Myśl, że wszyscy czuwają wzajemnie nad własnym bezpieczeństwem napawała ją otuchą. Balans
22:59:14 <Aparajita_Rabanhi>Balansując odpowiednio, naprężyła delikatnie grzbiet i szła po pochyle za śladem tak, jak jej kazano. Jest tam woda? Spytała sama siebie miałkim szeptem w myślach. A jeśli jest, to jak głęboko sięga? Gdyby w tej postaci zanurzyła się po łeb... Ciarki przemaszerowały po jej harmonijnym grzbiecie.

23:05:02 <Lafandill>Dzięki intensywnemu światłu na przedzie, podróż okazała się jeszcze krótsza niż ta, którą ogier odbył poprzednio. Po zaledwie półtora godzinnym marszu emanujące ciało Ogniopiórej rozświetliło ogromną, bladokryształową, skalną komnatę. Lśniące nieskazitelnie jezioro błyszczało cudnie, dając wgląd na ławice owych pokracznych ryb, o których Kruk wspominał w swoim raporcie.
23:05:47 <Pongo>Powstrzymał się od ataku na JEDZENIE, kiedy mijali stawek. W rzeczy samej, rybami także by nie pogardził. Zganaszował się i maszerował przed siebie, podążając za zadem Kruka.
23:07:36 <Lafandill>(Muszą dotrzeć do leża, ale powiedzmy że potwór wyskoczy wcześniej z jakiejś bocznej jamki.)
23:07:53 <Tennant>(I krzyknie "Niespodzianka!")
23:10:24 <RedChilli>Stanęła u brzegu jeziora i spojrzała na ślepe ryby. Nie miały oczu, bo po co im w takich ciemnościach egipskich. Przyglądała się też kamieniom, które miały różne barwy. Uszyska poruszały się niezależnie od siebie. Nagle usłyszała syk. Nie spodobało Jej się to zupełnie. Widać pokraka jeśli ich nie usłyszała, to z pewnością dojrzała, bo jak można nie było dojrzeć płomieni? Może i na w półślepa, ale poczucie światła miała. Rdzawa wyprostowała szyję i wykrzesała z siebie kulę ognia, która poszybowała pod strop
23:11:30 <RedChilli>Rozświetliła ona jeszcze bardziej pomieszczenie. Chill zaczęła się rozglądać bacznie. Starała się nie wydawać żadnego dźwięku.

23:15:43 <Tennant>Jednorożec zdążył się już zmęczyć marszem po nierównym terenie, który ledwo widział. Owszem, ogień Rabanhi i Chilli pomagał, ale nie na tyle, aby siwek mógł w miarę swobodnie iść przed siebie. Dlatego gdy znaleźli się w końcu nad jeziorem, zatrzymał się na moment, podziwiając bogate wnętrze. Wiele w życiu widział, ale to była jedna z piękniejszych rzeczy. Mimo wszystko szybko otrząsnął się z zachwytu, bo wiedział, że łamanie szyku nawet na takim terenie nie jest dobrym pomysłem. Dopędził Vvindy i znów
23:15:44 <Tennant>ustawił się za nią, czując się odrobinę bezpieczniej, gdy miał swobodę ruchu i mógł bez problemu obrócić się błyskawicznie do tyłu, by zrobić użytek ze swojego rogu (chociaż nadal liczył na to, że takiej potrzeby nie będzie).

23:19:28 <Vvindy>Podróż przez jaskinię nie była dla Vvindy tak wielką niedogodnością jak mogła się spodziewać. Owszem, taszczenie ze sobą jak się zdawało zbędnych pochodni wcale nie ułatwiało przeciskania się przez ciasne korytarze, jednak klacz doskonale widziała w panującym tu półmroku i mogła śmiało iść przed siebie. Dopiero gdy stanęli u brzegu jeziora zatrzymała się w półkrok podziwiając ogrom tego podziemnego cudu i aby odzyskać oddech, ruszyła jednak ponownie nim Tennant miał okazję ją dogonić. Po niedługim czasie na
23:19:45 <Pongo>[spadam D x]
23:20:00 <Pongo>[jutro wrócę, przepraszam..!]

23:20:03 LEFT Pongo
23:20:11 <RedChilli>[*poof*]
23:21:02 <Vvindy>ich ścieżce zaczęły się pojawiać szczątki innych stworzeń oraz rybie ości - świadectwo polowań poczwary. Marszcząc chrapy Vvindy starała się je omijać, jednak nie było to proste. Zwolniła też nieco kroku, czekając na to jakie posunięcie zasugeruje Czarnopióry.
23:21:16 <Vvindy>(Poof, indeed. I jak tu teraz grać?)




[*Ocenzurowane oczywiście przeze mnie. c:]

4 comments:

  1. (Good Torcik! Zasłużyłeś na Vvin-Chrupkę! *rzuca mu chrupkę czując się prawie jak H. Briss bo tak wszystkich karmi tym specjałem*)

    ReplyDelete
  2. [Vvin-chrupka z dodatkiem Chilli :P]

    ReplyDelete
  3. (Vvin-Chrupki będą jak fasolki z Harry'ego Pottera! Wszystkie smaki *-*)

    ReplyDelete